Odwiedzin 38488972
Dziś 1341
Czwartek 26 grudnia 2024

 
 

Wstydzę się swojego lenistwa - wywiad z Piotrem Fronczewskim

 
 

Rozmawiała: Monika Henriksson

2014.10.13
 


Fot. Krzysztof "Marian" Marianiuk

Rozmawiamy z Piotrem Fronczewskim przy okazji gościnnego występu warszawskiego Teatru Ateneum w Sztokholmie ze sztuką "Kolacja dla głupca".

Monika Henriksson: Wiem, że tym pytaniem może się Pan poczuć zmuszony do wypowiedzenia się w samych superlatywach, ale proszę powiedzieć, z czym kojarzy się Panu Szwecja?

Piotr Fronczewski: (śmiech) Nobel, Volvo, ABBA i dobre ryby.

To Pana pierwsza wizyta w Szwecji?

Nie, nie pierwsza, z całą pewnością. Byłem tutaj z z kabaretem Pod Egidą, Janka Pietrzaka. To były chyba lata 70-te. Odwiedziliśmy wtedy Sztokholm, Malmö i Lund.

A teraz, przed Sztokholmem, gdzie ostatni raz wystąpił Pan za granicą?

O, nie pamiętam… To jest mój pierwszy wyjazd po dłuższej przerwie. Sporo podróżowaliśmy po świecie, ale najwięcej w latach 70-tych, później w 80-tych. Najwięcej czasu spędziłem w podróżach właśnie z kabaretem Pod Egidą. I objechaliśmy wszystko od Kanady na dalekiej północy, właściwie przez całe Stany, od Europy po Australię.


Fot. Michał Dzieciaszek

Ponad 55 lat na scenie i ponad sto ról teatralnych i filmowych...

To już 55 lat? Policzyła pani? (śmiech) I nie pomyliła się?

Nie. Ma Pan 68 lat, a zadebiutował jako zaledwie 13-letni chłopiec.

Tak, ale wspominam to jako czas zabawy w film, teatr i telewizję. Był chyba rok 57, kiedy zacząłem stawiać pierwsze kroki jako mężczyzna w krótkich spodenkach (śmiech). Ale rzeczywiście, miałem zaszczyt grać dziecięce role u boku tych wielkich ówczesnych aktorów: Zofii Mrozowskiej, Jana Kreczmara. Byłem w absolutnie doborowym, wyśmienitym towarzystwie. Wliczając te dziecięce igraszki to faktycznie tyle lat się nazbierało. Faktem jest też, że jestem już na emeryturze od dwóch lat.

Bardzo aktywnej emeryturze.

No tak, wydawało mi się, że jak przejdę na emeryturę to będzie lżej, a okazało się, że jest ciężej. Jest gorzej i trudniej. I więcej roboty.

Trudno się Panu rozstać z zawodem?

Tak w tym zawodzie już jest, że jeżeli aktor jest jeszcze potrzebny, jeżeli jeszcze go chcą, to ma zapewnioną robotę do dni ostatnich.


Fot. Michał Dzieciaszek

A czy są role, które wspomina Pan jakoś szczególnie?

Wspomnienia wiążą się przede wszystkim z osobami. Dla mnie takim najważniejszym, najistotniejszym okresem w moim teatralnym życiu był Teatr Dramatyczny z Gustawem Holoubkiem. Spędziłem tam przeszło 10 lat i kiedy władza ludowa postanowiła teatr unicestwić, zniszczyć, to ja odszedłem na znak protestu i na znak solidarności z Guciem.

Natomiast, jeśli Pani pyta o role, to z całą pewnością są one związane z Teatrem Dramatycznym. Cały teatralny Gombrowicz, którego miałem okazję zagrać, czyli Ślub, Iwona księżniczka Burgunda i Operetka. Również Kaligula i Hamlet były dla mnie w pewnym sensie znaczącymi rolami.

W jakich rolach czuje się Pan najlepiej? Dramatycznych właśnie, czy lżejszych komediowych?

Wszystko zależy od tego, jaki dramat, jaka komedia. To są gatunki, które się przeplatają i uzupełniają, w komedii jest trochę dramatu, w dramacie jest trochę komedii. Ale bliżej mi do rzeczy serio - taką mam naturę. A moja obecność na planie komediowym bierze się z potrzeby zrównoważenia moich przyrodzonych smutków, melancholii, wątpliwości i refleksji, ale gdybym miał się na coś zdecydować, to wybrałbym serio.


Fot. Krzysztof "Marian" Marianiuk

Poza tym, jeżeli aktor ma być czytelny, wyrazisty, widoczny i rozpoznawalny przez widownię, to musi próbować sił w różnych kategoriach, w różnych wymiarach teatru, od dramatu do groteski.

Woli Pan deski teatru czy plan filmowy?

To są dwa zupełnie różne światy, choć w jakiś sposób do siebie podobne. Jeżeli aktor jest w miarę rasowy to będzie zawsze ciążył ku teatrowi, ponieważ tylko teatr jest w stanie aktora zweryfikować. Teatr jest miejscem zdecydowanie bardziej wymagającym.

Bardzo ładnie kiedyś na ten temat wypowiedział się Al Pacino, który znany jest przecież przede wszystkim z filmu: „Granie w filmie to jest spacer po linie, która jest rozciągnięta na podłodze, natomiast granie w teatrze to jest też spacer po linie, tylko że ta lina jest dziesięć metrów nad ziemią”.

Jest Pan z wykształcenia aktorem, reżyserem, ale również pedagogiem. Czy wiedza pedagogiczna pomagała Panu w pracy z dużą grupą dzieci na planie filmowym, np. w filmie Pan Kleks?

Myślę, że w niewielkim stopniu. Nie trzeba być pedagogiem, żeby umieć dogadać się z dziećmi. To jest porozumienie, które odbywa się na zupełnie innym poziomie, w innej aurze, w innej sferze. Leży to w kwestii naszej osobowości czy też naszych umiejętności rozmawiania z drugim człowiekiem, zachowania się wobec niego.


Fot. Krzysztof "Marian" Marianiuk

Dzieci są bardzo cennym i trudnym partnerem, ponieważ są szczere, otwarte, nie udają. Jeżeli im się coś nie podoba, to mówią o tym, jeżeli coś nie wychodzi, to sygnalizują to, ale są też ludźmi, dla których gra jest jeszcze umiejętnością niewykształconą i naturalną.

Co sądzi Pan o dubbingu? W Szwecji nie używa się dubbingu w filmach i programach komputerowych i dzięki temu niemal wszyscy znają język angielski.

Wiem, że język angielski jest drugim językiem dla Szwedów, ale czy to znaczy, że nie ma gier komputerowych czy filmów zachodnich dubbingowanych?

Nie. Filmy obcojęzyczne i obcojęzyczne gry komputerowe są z napisami szwedzkimi, dubbingowane są tylko filmy dla małych, nieumiejących jeszcze czytać dzieci.

Myślę, że to zubaża dzieci i młodzież, która jest pozbawiona pewnych odsłon językowych. Język jest żywy, on się cały czas tworzy. Istnieje słynny „wypasiony” język współczesny, tam jest sfera językowa powołana do życia przez młodzież, to są skróty myślowe, skojarzenia z aktualnymi wydarzeniami. To jest nowy język, inaczej się mówiło w wieku dziewiętnastym, inaczej w dwudziestym…


Fot. Michał Dzieciaszek

Szwedzi mają napisy, natomiast w Niemczech wszystkie filmy są dubbingowane, co jest zabawne i ciekawe. Obejrzałem sporo dubbingowanych na niemiecki filmów. Słuchając np. Paula Newmana mówiącego po niemiecku, po pół godzinie myśli się, że on jest Niemcem.

A czy Panu pomaga to, że Pana głos jest tak bardzo rozpoznawalny?

Czasem tak, ale raczej przeszkadza. Głos jest bardzo wyraziście przypisany do postaci i ja mam, co jest absolutnie nie moją winą, głos tak okrutnie rozpoznawalny, że nie pozwala mi żyć. Przed tym dźwiękiem nie da się uciec. Mogę założyć perukę, przykleić sobie wąsy i brodę, ale głos jest moim swoistym dowodem tożsamości.

Czy lubi Pan podróżować? Słyszałam, że marzy Pan o podróży przez Europę na motocyklu.

Nieprawda, to są wiadomości z sezonów ogórkowych, w których dziennikarze nie wiedzą, co mają napisać, więc zmyślają. Ja oczywiście jeżdżę na motorach, ale nie planuję żadnego wyjazdu, nie znoszę podróżować. Dosyć się już napodróżowałem w celach zarobkowych. Musiałem zostawić dom i jechać sam… Trudno jest się cieszyć i przeżywać piękne chwile samotnie, być pojedynczym świadkiem pięknych krajobrazów, spotkań czy wydarzeń. Szczęście ma taką urodę, że musi być dzielone z kimś.


Fot. Michał Dzieciaszek

A czy Pana żona nie była i nie jest zazdrosna o te wszystkie interesujące aktorki, które grały/grają u Pana boku?

Nie, myślę, że nie. Żona moja, Ewa jest cywilem i nie ma nic wspólnego z teatrem, z kinem, z tym całym zamieszaniem i towarzystwem, i bardzo jestem zadowolony, że tak jest, bo jeden arlekin w domu wystarczy.

Co lubi Pan najbardziej robić w wolnym czasie?

Jest takie fantastyczne zajęcie – nicnierobienie. (śmiech)

Na scenie jest Pan bardzo pracowitym człowiekiem.

Moja pracowitość, daleka od pracoholizmu, jest wynikiem tego, że wstydzę się swojego lenistwa…

No nie wierzę!

(śmiech) O tak! Jestem bardzo leniwy, wszystko zostawiam na ostatnią chwilę, przekładam na później, na pojutrze.


Fot. Michał Dzieciaszek

Ale w pracy nie przeszkadzało to Panu w żaden sposób.

Na szczęście nie. Ale nie jestem typem pracusia.

Patrząc na Pański dorobek trudno mi w to uwierzyć…

Co nie znaczy, że jeśli coś robię, to nie robię tego na miarę moich możliwości, częściowo również ze strachu. (śmiech)

Na pewno dużo pomógł panu talent.

Hm.. Czechow zapytany, co to jest talent, odpowiedział, że to jest praca, praca i praca. No tak, jestem leniwy, ale jak coś robię, to robię to dobrze i z pełnym poświęceniem.

Co na tym etapie Pana kariery aktorskiej sprawiłoby Panu największą przyjemność?

W teatrze?

W ogóle, w życiu.

Święty spokój!

W takim razie z mojej strony to już wszystko. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Ja również bardzo dziękuję.

 

Rozmawiała: Monika Henriksson
PoloniaInfo (2014.10.13)



 






Dołącz do zespołu Cleanflat-firma sprzatajaca (Sztokholm i okolice)
Poszebuje prsontanie 23/12 (Stockholm/ Haninge )
Nauczycielka Polskiego (Sollentuna)
Plastmatta (Haninge/Vendelsö)
Pracownik ogólnobudowlany (Göteborg )
Strykfritt - sprzątanie domów prywatnych (Stockholm)
Kierowca C+E Lastbilschaufför C+E (Örebro )
Hydraulik Firma (Norsborg)
Więcej





Risgrynsgröt czyli świąteczna ryżowa owsianka.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Koncert muzyki polskiej w Göteborgu
Smaki życia na obczyźnie
Bruna bönor czyli wigilijna czarna fasola.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Fiskbullar czyli szwedzkie rybne klopsiki.
Agnes na szwedzkiej ziemi
25 lat Chorus Polonicus Gotheborgensis
Smaki życia na obczyźnie
Wielojęzycznośc czterolatki - podsumowanie
Polska Mama Za Granicą
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji


Odwiedza nas 23 gości
oraz 0 użytkowników.


Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony